Coś szarpnęło. Magda wbiła się w oparcie fotela mając
wytrzeszczone oczy jak wystraszony kot. Ale nie było w tym nic dziwnego. Była wystaszona i to
cholernie. Oddychała ciężko, a jej twarz od dwóch godzin spowijały kropelki
potu. Zamokniętą chusteczkę ściskała w garści czekając na koniec. Gdy wreszcie
samolot dobił do płyty lotniska odważyła się spojrzeć na dziewczynę siedzącą
obok. Karolina posłała jej uspokajający uśmiech. Wstała podając rękę Magdzie, a
drugą poprawiając jasne włosy opadające na ramiona.
- Nigdy... Więcej...
Samolotów... - mruknęła Magda chwyciwszy dłoń przyjaciółki. Chwiejnym krokiem zaczęła iść za nią by dojść do wyjścia.
- To jeszcze nie
koniec, bo czeka nas lot powrotny - Karolina pociągnęła ją za sobą.
Magda chciała poprawić swojego kucyka, który wyglądał jak
ciemne gniazdo jaskółek i oczywiście straciła równowagę na dwóch ostatnich
stopniach. Gdyby nie stewardessa pewnie straciłaby wszystkie zęby. Miała ochotę
się zatrzymać, a równocześnie jak najprędzej stamtąd czmychnąć. Zupełnie
zapomniała, że tutaj już nie będzie miała taryfy ulgowej. Chciała znaleźć się w
jakimś bezpiecznym miejscu, a pas startowy się do takich na pewno nie zaliczał.
Twarz jej zajaśniała gdy dostrzegła jedyny wielki budynek w promieniu
kilkunastu metrów. Owym budynkiem było nic innego jak lotnisko Healthrow.
Złapała Karolinę pod rękę przyspieszając kroku.
- Już mi lepiej.
Chyba powiedziała to za wcześnie. To co czekało za drzwiami
przeszło jej największe oczekiwania. Ogromna hala była ze sto razy większa od
mieszkania jej rodziców, a ludzi było co najmniej z dziesięć tysięcy. No dobra,
bez przesady. A może tyle było? Nieważne. I tak można było dostrzec tam
każdego: Japończyka, Hiszpana czy czarnoskrórego Afroamerykanina. Jedni ludzie
byli spokojni, inni zdenerwowani. Jedni samotnie podążali z plecakami, drudzy
ciągnęli za sobą gromadkę dzieci. Istny chaos niczym w galeriach handlowych w
Boże Narodzenie.
- Witaj w Londynie,
kochanie.
Magda natychmiast obróciła się o 180 stopni w stronę drzwi.
- To ja jednak wsiądę
z powrotem do tego samolotu.
Karolina westchnęła ciężko.
- Przestań panikować
- dźgnęła przyjaciółkę w bok - Poza tym to był twój pomysł...
Szatynka momentalnie wróciła do poprzedniej pozycji. Racja,
skoro ona to wymyśliła, to nie może teraz tak po prostu uciec i zachowywać się
jak tchórz.
- No to chodź,
poszukajmy tego całego 'Arrivals'.
Zarówno kontrola celna jak i paszportowa przebiegły w miarę
sprawnie, pomijając fakt, że Magda pomyliła wejśćie czerwone z niebieskim mimo
okularów. Pytania ograniczały się do odpowiedzi 'tak' lub 'nie' więc obyło się
bez większych kłopotów. Drobne komplikacje pojawiły się przy odbiorze bagażu,
bo o mały włos Magda przegapiłaby swą walizkę. Gdyby nie obecność Karoliny,
dziewczyna pewnie usiadła by gdzieś pod ścianą i zaczęła rzewnie płakać. Nie
chciała przyznać tego na głos, ale sama raczej nigdzie by nie poleciała. Bałaby
się. Ale Karolina nie była taka strachliwa, co więcej, bardzo chciała się
wyrwać z kraju, chociaż na krótką chwilę. Nikt nigdy nie mówił, że będzie łatwo
i przyjemnie. Poza tym to co zrobiła Magda łamało wszelkie narzucone jej
zasady. Krótko mówiąc uciekła z domu. Może nie do końca, bo w końcu zostawiła
list, a i wcześniej uprzedzała rodziców, że taka sytuacja może nastąpić. Jednak
nie powiedziała, że wychodzi, zabrała walizkę i pieniądze, które tak długo
zbierała na ten wyjazd. Teraz nie było już odwrotu. Zresztą, przeżyła sam lot,
a to było już coś. Na myśl tego, że wreszcie udało jej się dopiąć swego
uśmiechnęła się pod nosem. Z głębokiego zamyślenia wyrwała ją grupka
rozpiszczanych nastolatek. Biegły jak na skrzydłach, jakby miały mega turbo
doładowanie, ale to nie one były najciekawsze na lotnisku Healthrow. Uwagę
Magdy przyciągnął tłum rosnący z minuty na minutę, który powstał tam nie bez
powdów. Żeńska część młodej populacji czekała tylko na jedno, a plakaty i
zdjęcia to potwierdzały. Gdy tylko Paul Haggins wyszedł z wyjścia, rozległ się
taki ogromny pisk, że madzina twarz wykrzywiła się. Karolina spojrzała na nią
kątem oka nie odzywając się ani słowem. Nie miała serca by pociągnąć szatynkę
za sobą.
One Direction. Chyba najpopularniejszy boyband od czasów 'N
Sync, US5 i Backstreet Boys. Nie, Magda nie była directionerką. Owszem,
słuchała ich muzyki, ale nie pałała platoniczną miłością do żadnego z członków
zespołu. Mogła powiedzieć, że z wyglądu podobał się jej Harry, ale nic poza
tym. Nie podniecała się ma jego widok. Bo podniecało ją co innego. Larry
Stylinson. Była Larry Believer bez dwóch zdań i teraz gdy dostrzegła maleńką
postać Harry'ego Stylesa wpatrywała się w niego jak ciele w malowane wrota.
Czekała wstrzymując oddech. Czekała na jakikolwiek Larry Moment. Pchanie się
przez dziki tłum i gadanie jak mocno wierzy w swoje OTP mijało się z celem, bo
i tak nie przyniosło by rezultatów. Gdzieś dostrzegła sylwetki Liama, Zayna,
Nialla i Louisa, który wyszedł ostatni. Gdy tylko jego głowa wychyliła się zza
ochroniarza Magda dostrzegła Eleanor Calder uwieszoną na jego szyi.
Westchnęła ciężko. Chłopcy zniknęli wśród fanek i już nic
więcej nie dało się zobaczyć.
- Chodź szybko, metro
nam ucieknie - Karolina pociągnęła ją za rękaw - Widzę zresztą, że udało ci się
ujarzmić emocje do perfekcji. Piękny początek wyjazdu, nie ma co.
Magda uśmiechnęła się.
- Mamy się tutaj
wyluzować. Zresztą nie będę naskakiwać na Elkę, że jest brodą, bo to nie jej
wina.
- Naprawdę wierzysz w
to całe gejostwo?
- Wierzę i jestem z tego dumna, bo nie jestem ślepa jak 2/3 populacji - chwyciła za uchwyt walizki ciągnąc ją za sobą w stronę wyjścia - Londynie, przybywamy!